matrax
09-03-16, 21:42
Witam!
Mam Hondę Civic 1995r. z silnikiem 1.4 90KM benzyna + gaz i niestety nie chodzi mi jeden gar. Ale zacznę od początku:
Dwa tygodnie temu rozpocząłem poszukiwanie auta to taniego jeżdżenia przez minimum 3 miesiące. Tak trafiłem na ogłoszenie o powyższej Hondzie. Zachęcony opisem i wstępnymi oględzinami nabyłem - jak się potem okazało bardzo pochopnie - samochód. Tu z góry proszę o wybaczenie, auto obejrzałem, przejechałem się i kupiłem po 15 min nie sprawdzając kompletnie nic poza tym co widziałem.
Niczego nie podejrzewając zajarany jak zapałka wracałem do domu - stałem się "Hondziarzem" :)
Kilka rzeczy o których wiedziałem zrobiłem od razu, ale były to pierdółki typu żaróweczki oświetlenie wewnętrznego itp.
Od momentu zakupu przejechałem może ze 150 km i z autem nagle zaczęły dziać się dziwne rzeczy, auto zgasło przy skręcaniu na skrzyżowaniu. Z duszą na ramieniu wróciłem do domu. Od razu dało się zauważyć że silnik dziwnie chodzi, z obrotów poniżej 2200-2300 właściwie się zbierał - konieczna była redukcja. Po drodze odkryłem także pośrednią przyczynę gaśnięcia auta. Zaobserwowałem kilka rzeczy:
Na biegu jałowym obroty na poziomie 700 a silnik pracuje nieregularnie, telepie się
Włączenie ogrzewania tylnej szyby lub innego elementu mocno obciążającego układ elektryczny powoduje jeszcze większy spadek obrotów nawet do 500 - obroty nie są skontrowane, nie wracają do normy.
Skręcanie kierownicy powoduje że obroty spadają drastycznie - silnik gaśnie
Tymczasowo kłopot rozwiązany tzn. zanim nie pojawię się u mecha - wystarczy przy powolnym skręcaniu trzymać obroty na gazie.
W międzyczasie przegrzebałem internet i znalazłem kilka możliwych przyczyn:
Walnięta sonda lambda
Walnięty przekaźnik wysokiego napięcia
Walnięty silniczek krokowy - stąd szarpanie i to że silnik nie "nadrabiał" obrotów
Dojechałem do mecha i:
Okazało się, że praktycznie nie mam progów :/ wszystko zżarte, wiedziałem że robią się bąble na dole drzwi i że na dole odchodzi listwa ale jak się okazało listwa odchodzi bo właściwie nie ma jej do czego przymocować. No dobrze ale nie na rdzy świat się kończy trudno będzie kasa - będą reperaturki, nie będzie, będę jeździł aż się rozsypie.
Mechanik nie miał wiele czasu na robienie w tym momencie i półśrodkiem zaradczym na moją przypadłość niskich obrotów i gaśnięcia zostało podniesienie obrotów na biegu jałowym a przyjrzeć się sprawie miał za dwa tygodnie.
No cóż ważne że nie gaśnie.
Tymczasem kilka dni później pojechałem do gazownika, chciałem żeby wymienił filtr i przejrzał całą instalację. Zaintrygowało go to jak silnik chodzi i właśnie tu dochodzimy do najgorszego:
Gazownik wykręcił mi świece, jedna z niech była zalana olejem - to źle wróży. Następnie idąc za śladem zalanej świecy sprawdził ciśnienie na tłokach - diagnoza - a raczej wyrok - jeden gar nie chodzi, ciśnienie nie ruszało z miejsca mimo że sprawdzane było na ciepłym silniku.
W tym momencie załamałem się:
progi kupa kasy pewnie koło 1000.
walnięty tłok - używany silnik minimum 400 - wstawka pewnie z 300 to 700. Remont silnika - najprawdopodobniej pierścienie - samie pierścienie to pryszcz ale robota - jak nie znajdę niczego po znajomości to zakładam że z 1000 popłynę.
Nie działa ręczny (o tym nawet wcześniej nie pisałem) ale to nie linka do naprężenia bo sprawdziłem - ogólnie hamulce nie działają z tyłu więc sama wymiana linek itp z 150 minimum a jeszcze jak się koła z tyłu zdejmie i się wszystko rozsypie a jest taka ewentualność to pewnie z 2-3 razy tyle.
Butla ma legalizację tylko do listopada, ale jak mi się uda kupić używaną butlę z papierami na powiedzmy 3-4 lata to pewnie z 200-250 zł i montaż pewnie ze 100 to jest 350 (swoją drogą nowa butla z montażem 500)
Do tego dochodzą następstwa usterki silnika - Hania pali zamiast 8-9 litrów - 12 także przez to że żeby jechać po ludzku muszę jeździć po 3000 obrotów właściwie to bieg 5 służy mi przy prędkościach 90-100 i to też na drodze bez wzniesień, no i do spalania dochodzi olej - sam gaz bierze olej a jeden stojący tłok to już w ogóle - wciąga mi około litr na 300 km.
Tak czy inaczej idąc w remonty - naprawy to co najmniej podwoję wartość auta (dałem 1900) nawet robiąc tylko to co niezbędne czyli silnik to dokładam połowę, a jak zrobię silnik to już pewnie będę chciał pojeździć i ręczny i butlę też zrobię więc nawet z podejściem, że olewam progi i niech zgnije w pierony i tak praktycznie za naprawy dam tyle co za auto.
W sumie moi drodzy muszę uderzyć się w pierś i przyznać - kupiłem trupa! A tak się cieszyłem z Hondzi...
Wiem że walnąłem cały elaborat ale wiem też że takie dojście do genezy problemu krok po kroczu czasem potrafi pomóc w rozwiązaniu problemu.
Moje problemy a zarazem pytania są następujące:
1.
Jest sens go robić czy sprzedać i już?
Jak długo pojeżdżę na trzech garach zanim padnie kolejny?
Czy jest jakakolwiek możliwość żeby "ruszyć" ten tłok bez remontu silnika?
Z góry dzięki
Adam
Mam Hondę Civic 1995r. z silnikiem 1.4 90KM benzyna + gaz i niestety nie chodzi mi jeden gar. Ale zacznę od początku:
Dwa tygodnie temu rozpocząłem poszukiwanie auta to taniego jeżdżenia przez minimum 3 miesiące. Tak trafiłem na ogłoszenie o powyższej Hondzie. Zachęcony opisem i wstępnymi oględzinami nabyłem - jak się potem okazało bardzo pochopnie - samochód. Tu z góry proszę o wybaczenie, auto obejrzałem, przejechałem się i kupiłem po 15 min nie sprawdzając kompletnie nic poza tym co widziałem.
Niczego nie podejrzewając zajarany jak zapałka wracałem do domu - stałem się "Hondziarzem" :)
Kilka rzeczy o których wiedziałem zrobiłem od razu, ale były to pierdółki typu żaróweczki oświetlenie wewnętrznego itp.
Od momentu zakupu przejechałem może ze 150 km i z autem nagle zaczęły dziać się dziwne rzeczy, auto zgasło przy skręcaniu na skrzyżowaniu. Z duszą na ramieniu wróciłem do domu. Od razu dało się zauważyć że silnik dziwnie chodzi, z obrotów poniżej 2200-2300 właściwie się zbierał - konieczna była redukcja. Po drodze odkryłem także pośrednią przyczynę gaśnięcia auta. Zaobserwowałem kilka rzeczy:
Na biegu jałowym obroty na poziomie 700 a silnik pracuje nieregularnie, telepie się
Włączenie ogrzewania tylnej szyby lub innego elementu mocno obciążającego układ elektryczny powoduje jeszcze większy spadek obrotów nawet do 500 - obroty nie są skontrowane, nie wracają do normy.
Skręcanie kierownicy powoduje że obroty spadają drastycznie - silnik gaśnie
Tymczasowo kłopot rozwiązany tzn. zanim nie pojawię się u mecha - wystarczy przy powolnym skręcaniu trzymać obroty na gazie.
W międzyczasie przegrzebałem internet i znalazłem kilka możliwych przyczyn:
Walnięta sonda lambda
Walnięty przekaźnik wysokiego napięcia
Walnięty silniczek krokowy - stąd szarpanie i to że silnik nie "nadrabiał" obrotów
Dojechałem do mecha i:
Okazało się, że praktycznie nie mam progów :/ wszystko zżarte, wiedziałem że robią się bąble na dole drzwi i że na dole odchodzi listwa ale jak się okazało listwa odchodzi bo właściwie nie ma jej do czego przymocować. No dobrze ale nie na rdzy świat się kończy trudno będzie kasa - będą reperaturki, nie będzie, będę jeździł aż się rozsypie.
Mechanik nie miał wiele czasu na robienie w tym momencie i półśrodkiem zaradczym na moją przypadłość niskich obrotów i gaśnięcia zostało podniesienie obrotów na biegu jałowym a przyjrzeć się sprawie miał za dwa tygodnie.
No cóż ważne że nie gaśnie.
Tymczasem kilka dni później pojechałem do gazownika, chciałem żeby wymienił filtr i przejrzał całą instalację. Zaintrygowało go to jak silnik chodzi i właśnie tu dochodzimy do najgorszego:
Gazownik wykręcił mi świece, jedna z niech była zalana olejem - to źle wróży. Następnie idąc za śladem zalanej świecy sprawdził ciśnienie na tłokach - diagnoza - a raczej wyrok - jeden gar nie chodzi, ciśnienie nie ruszało z miejsca mimo że sprawdzane było na ciepłym silniku.
W tym momencie załamałem się:
progi kupa kasy pewnie koło 1000.
walnięty tłok - używany silnik minimum 400 - wstawka pewnie z 300 to 700. Remont silnika - najprawdopodobniej pierścienie - samie pierścienie to pryszcz ale robota - jak nie znajdę niczego po znajomości to zakładam że z 1000 popłynę.
Nie działa ręczny (o tym nawet wcześniej nie pisałem) ale to nie linka do naprężenia bo sprawdziłem - ogólnie hamulce nie działają z tyłu więc sama wymiana linek itp z 150 minimum a jeszcze jak się koła z tyłu zdejmie i się wszystko rozsypie a jest taka ewentualność to pewnie z 2-3 razy tyle.
Butla ma legalizację tylko do listopada, ale jak mi się uda kupić używaną butlę z papierami na powiedzmy 3-4 lata to pewnie z 200-250 zł i montaż pewnie ze 100 to jest 350 (swoją drogą nowa butla z montażem 500)
Do tego dochodzą następstwa usterki silnika - Hania pali zamiast 8-9 litrów - 12 także przez to że żeby jechać po ludzku muszę jeździć po 3000 obrotów właściwie to bieg 5 służy mi przy prędkościach 90-100 i to też na drodze bez wzniesień, no i do spalania dochodzi olej - sam gaz bierze olej a jeden stojący tłok to już w ogóle - wciąga mi około litr na 300 km.
Tak czy inaczej idąc w remonty - naprawy to co najmniej podwoję wartość auta (dałem 1900) nawet robiąc tylko to co niezbędne czyli silnik to dokładam połowę, a jak zrobię silnik to już pewnie będę chciał pojeździć i ręczny i butlę też zrobię więc nawet z podejściem, że olewam progi i niech zgnije w pierony i tak praktycznie za naprawy dam tyle co za auto.
W sumie moi drodzy muszę uderzyć się w pierś i przyznać - kupiłem trupa! A tak się cieszyłem z Hondzi...
Wiem że walnąłem cały elaborat ale wiem też że takie dojście do genezy problemu krok po kroczu czasem potrafi pomóc w rozwiązaniu problemu.
Moje problemy a zarazem pytania są następujące:
1.
Jest sens go robić czy sprzedać i już?
Jak długo pojeżdżę na trzech garach zanim padnie kolejny?
Czy jest jakakolwiek możliwość żeby "ruszyć" ten tłok bez remontu silnika?
Z góry dzięki
Adam